Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stolica Hucułów! Prawdziwa stolica! Ponad sześć tysięcy mieszkańców i około 1500 domów! Sąd, poczta i szpitale, nadleśnictwo, hotele, restauracje, schroniska turystyczne, cerkwie i kościół, pensjonaty, muzeum i szkoły; posterunek straży granicznej, firmy drzewne, sklepy, autobusy, dyliżanse i dorożki; turyści, sportowcy i letnicy, którzy piją tu słońce, powietrze niczem nieskalane i „żentycię“ — serwatkę — eliksir niemal nieśmiertelności podług recepty medycyny huculskiej. Wieś Żabie... pojęcie to nieścisłe, a przekonać się o tem można, gdy ktoś zaprosi niewtajemniczonego przybysza... na herbatę do siebie. Nieraz zdarza się, że do gościnnego domu trzeba maszerować, dobre dwie godziny. Bo Żabie, to przecież wieś huculska, a więc rozrzucona w nieładzie po okolicznych, łagodnych wzgórzach z przebiegającą pomiędzy niemi szosą z Kosowa do Worochty... Jednak jest to stolica, bo dzieje Huculszczyzny przynajmniej od 200 lat przeplatały się z losami Żabia, gdzie sporo starych rodów osiadło. Bohater tego kraju — Ołeksa Dobosz zaglądał tu, jeżeli nie do samej, zbyt ludnej i widzialnej zewsząd wsi, to w każdym razie w okolicznych górach, tajemne, a nieraz i krwawe załatwiał sprawy.
Można tu podpatrzeć prawdziwe życie Hucułów — takie, jakiem było wtedy, gdy ani szos tu nie budowano, ani kolej nie przebiegała wpobliżu, ani też władze austrjackie nie zaglądały tu, bo, gdy