Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uśmiechnięta w lecie Worochta nie traci swego powabu i w zimie, gdy góry okoliczne owiną sobie głowice śnieżnemi „peremitkami“, a na ramiona narzucą białe, puszyste „gugle“ i „keptary“, zdobne w cienki, czarny haft konarów olch i buków i zielony, prawie szafirowy — świerków i jodeł. Z nisko opuszczonych okapów chat zwisają wtedy połyskliwe sople lodu, skrzy się i skrzypie pod nartami i pod płozami sanek śnieg, ciesząc sportowców i dziatwę huculską, do nart nawykłą, a jednocześnie sprawiając kłopoty gazdom, gdy to zaspy przywalą płoty i „perełazy“ w nich a, zdobywszy wrota — „rozłohy“, wedrą się nawet na „pidgania“, zasypią stogi siana, sągi drzewa, zawalą „kosziery“ i „prytuły“, tak, że nie można z nich owiec i krów wypuścić na podwórze, aby odetchnęły świeżem i słonecznem powietrzem.
Rojno w Worochcie w lecie i w zimie. Ciągną tu „gazdynie“, wioząc z połonin berbenycie z bryndzą i masłem, niosą mleko, jajka i drób, pędzą cielaki i wieprzki na sprzedaż; gazdowie oczekują amatorów przejażdżki na dobrym koniku huculskim lub na sankach, grupy turystów, obładowanych plecakami, z laskami w ręku, dążą w góry wyciągniętym krokiem, w zimie — uwijają się wszędzie narciarze — ci, co się trenują na skoczni, i ci, co dalekie i trudne odbywają wycieczki w Gorgany, do Beskidu Huculskiego i aż pod Pop Iwana. W Worochcie wszystko już tchnie Huculszczyzną, bo świadczą o niej te swojskie dla kraju tego cerkiewki, kapliczki i krzyże przydrożne, architektura zagród góralskich, stroje nieraz dla efektu i przynęty przesadnie nawet... „prawdziwe“; wędrowni handlarze, bednarze i „prodajflojery“, zachwalający swoje fujarki i koszyki, „cybulennyki“, roznoszący po domach cebulę; wnętrza chat z olbrzymiemi piecami z barwnych kafli wypalanych, pięknie rzeźbione i „pysane“ statki domowe, skrzynie, meble, półki, „namisnyki“ i „obraznyki“, ale, wobec krajobrazu, tak bardzo zmodernizowanego już współczesnemi budynkami i przez wszystkich tych „łeńtiuchów“ i „zajdejów“, co to niewiedzieć skąd tu napływają z szerokiego świata, — bez obrazy dla uprzejmych i gościnnych górali worochteńskich — wyodrębnić ich można w osobną grupę „Hucułów ze szlaków utartych“. Do tej grupy możnaby było, coprawda, dołączyć również mieszkańców innych wsi, a często już nawet takich, co w samem sercu Huculszczyzny leżą. Niestety! Postęp, zapotrzebowanie „rynku“, „cywilizacja“ i „kultura“ piętno swoje wyciskają wszędzie, zmieniając przedewszystkiem cechy charakteru ludności, ale któż przekształcić potrafi wymogi i wpływy ducha czasu? To wdzieranie się