Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miska na wierchach;
Do tańca...
zielone szczytów kopuły, milczące i białe połoniny, to znów rozedrgane głosami ludzi i bydła porykiem, gdy w letnim szat przepychu wyżynne legną łąki; dni skwarne, noce burzliwe, mgieł zwały i smugi; cerkwie do pagód podobne i, jak pagody, w szafirowym cieniu drzew starych — cierpliwe i wyrozumiałe dobrotliwie; czarne ściany grażd i chat pidgania, gdzie snuje się życie tajemne, przed okiem ludzkiem strzeżone zazdrośnie, wreszcie sam lud, ten nieznany, który praojców pogubił w wieków pomroce, a dostojny, rycerski i męski, bo nie znosi obrazy i hańby, krzywdy nie umie wyrzucić z pamięci i przebaczyć nie może, wolność, jak słońce miłuje, ze szczytów wysokich na padół patrząc z pogardą i czując w sercu gorącem bezkresną namiętność żywiołów; lud sadyb kurnych, watr dymem i żarem ziejących, lud zwary rzecznej, w bryzgach kipiącej i w pianie; lud rozkochany w artyzmie rzeźb, tkanin, broni ozdobnej i pysznej odzieży, czuły, jak struna, na piękno natchnienia i słowa dźwięcznego poryw mocarny; czyż to nie baśń najprawdziwsza? Czyż nie tchnie i nie pociąga balady urokiem do szczytu eposu wzniesiony krótki Dobosza żywot zbójnicki? Czyż nie rozbrzmiewają baśni tęsknotą obyczaje starodawne, gusła, talizmany, zaklęcia i obok nauki Chrystusa — gorejąca płomiennie z krwi i kości huculska wiara ludowa, przepojona żywicą i tchnieniem „dujawic“, przeszłości bujnej rozedrgana echem, — tak prosta, choć mroczna niekiedy i grzeszna, zato górom tym bliska niewymownie i droga osiedlom samotnym, rozrzuconym od Gorgan do Prutu i Czeremoszu? Piękna baśń! Któż miałby serce, by cieszyć się, gdy żywa watra tej baśni sędziwej zagaśnie bez śladu? Wszak przy popiołach szarych zasiądzie