Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeżeli żyjesz — pokaż się, łeginiu wykochany, jeśliś zmarł gdzieś tam na butynie, przy ryzach lub pod ragaszem — to sczeźnij z mego serca i krwi, jakeś sczezł z tego świata!
Długo jeszcze szeptała dziewczyna jakieś czarowne i straszne słowa, a, gdy nie zamajaczyła w mroku sieni wywoływana postać łeginia, przeniosła świece na stół i łkać poczęła, łzami gasząc palący ją płomień miłości i tęsknoty... A może szepce watra o tem, jak jakiś łegiń zapukał do okna gazdyni-wdowy i mruknął głosem smutnym:
— Petro nie powróci... Śnieżyca szalała, gdy zerwał mu się „rak“ nad „jyzworem“ głębokim... Nie powróci wasz syn, „neniu“...
Kto wie, czy płomienie nie syczą też o tem, jak to przedwczoraj podczas „mraki“ i zadymki „tot wełykyj“ — niedźwiedź zajrzał do kołyby, a, nic nie zwęszywszy, bo łeginie oprócz szczypty soli nic na półkach nie zostawili, sapnął i — po-o-szedł na kiczery!...