Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu echem: „Hau — słyszy-y-ymy!“ Dusza jednak ludzka żąda wyrażenia swych uczuć w jakiejkolwiek formie i z tej to potrzeby bije źródło każdej sztuki — od najbardziej pierwotnych rysunków, ostrzem kamienia wydrapanych na ścianach jaskiń, do najbardziej uduchowionych rzeźb, obrazów i natchnionych utworów poetyckich. Obudzona w tym kierunku dusza przechodzi szybko od zmysłowych wrażeń do zamknięcia ich w formie, jeszcze głębiej działającej na zmysły. Niewiadomo, kiedy Huculi po raz pierwszy poczuli potrzebę cieszenia swego wzroku i dusz sztuką — najprostszą narazie — wycinaniem jakiegoś obrazu na desce jaworowej lub wypalaniem coraz to zawilszych rysunków na wyrobach łyżkarskich i bednarskich, czem do dziś poszczycić się mogą Kosmacz i Riczka, gdzie z rąk Iwana Hrymaluka i innych majstrów wyszło mnóstwo pięknych „bokłahów, bariwoczek, berbenyć“, czerpaków, dwojaków do soli, „wypisanych“ sztancami, wypalającemi bogaty i artystycznie skomponowany ornament. Potrzeba zdobienia nietylko przedmiotów codziennego użytku, ale nawet ścian, belek i desek na pułapie, nadproży, półek, drzwi, okiennic, bram i furtek — obudziła się na Huculszczyźnie zapewne bardzo wcześnie, chociaż najdawniejsze okazy ich sztuki nie zachowały się wcale, a to z tego powodu, że materjałem ich było drewno, tak łatwa ulegające gniciu i zniszczeniu przez ogień, który na Huculszczyźnie szalał zbyt często i do tego z niezwykłą siłą. Żeby to zrozumieć, dość przypomnieć sobie napady opryszków i wojsk swawolnych, akty zemsty i wojny. Sztuka jednak rozwijała się niepowstrzymanie, wyrażając się w coraz to wyższej i estetyczniejszej formie. Dosko-