Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

paradował mundurze, prochu na wojence nawąchał się dosyta i, powróciwszy do ojcowskiej chaty, ożenił się raz, drugi i trzeci, bo „czeljedź“ jakoś nie trzymała się watry w jego chacie. Dzieci miał pełną zagrodę — Bóg dał, no, to i trzeba było na nie robić. Nie mógł przecież powiedzieć: „Dity, dity, de was podity? Na picz zapchaty ta jisty ne daty?“ — i czekać aż kułesza sama im do ust wpadnie? Robił więc całą parą szerokich bar i mocnych rąk. Znalazł wreszcie swoje umiłowanie, — Czeremosze oba z ich rwącym wartem, skokami piennemi, podwodnemi skałami i głębią „kurbałów“! Począł tratwy-„talby“ klecić, a z nich już daraby — cały spław, bodaj najdłuższy, wiązać... Szybko to robił i dobrze. Jego daraby nie rozbijały się na kamieniach i woda, co najwyższa nawet, nie ciskała ich na ździary i nie rozrywała na zakrętach łożyska. Potem pływał długo, stojąc przy trzecim sterze, aż wreszcie został sam kiermanyczem. Wtedy to zarabiał, ile chciał!... Drogo brał za przepędzenie spławu z Żabia lub Jałowiczory do Kut! Ale też i warto było sypnąć mu zato grosza! Iluż to on Żydów i „Wirmeniów“ wzbogacił przez ten czas?! Szukali go kupcy, gdy daraby stały już na plosach gotowe, nieruchome na płytkiej wodzie. Oglądał wtedy każdą „talbę“, co była niby dzwono płaskiego łańcucha, każdy „łanc“ podciosania huzierów i „rozkrucie“ wiązań. Stery-„kiermy“ stawiał zawsze sam — po trzy na spławie. Każda ich część pewna była i posłuszna — mocna a lekka rękojeść — „drugar“ i „opaczyna“ — łopata długiego wio-