Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Rybacy już są gotowi, panie Hancewicz! Czy mogę iść?
Stary odprowadził gościa i wskazał mu miejsce w największej łodzi, poczem machnął ręką i krzyknął:
— Z Bogiem — na wodę!
Plusnęły wiosła i łodzie odbiły od brzegu.
Większa łódź płynęła wolniej.
Stojący na niej ludzie, przebierając sieć, wrzucali ją do toni.
Mniejsza „podjazdka“[1] wyciągała jej skrzydło coraz dalej i dalej na jezioro, a gdy długa matnia ześlizgnęła się na głębinę, ludzie przestali wiosłować.
Na powierzchni jeziora kołysały się pływaki z kory, podtrzymując ściany sieci.
Na dany znak, rybacy, pluskając wiosłami i hałasując, popłynęli ku piaszczystej łasze, ciągnąc niewód ku brzegowi. Wyskoczywszy na piasek, zaczęli podbierać sieć, wywlekając ją za sznury.
W okach trzepotały się nieduże ryby. Stojący na skrzydłach łowcy ostrożnie zwalniali uwikłane płotki i małe liny i puszczali je na wolność, ponieważ nie osiągnęły jeszcze wskazanej przez prawo wielkości i wagi.
Skrzydła niewodu szarą, mokrą kupą leżały już na piasku, gdy nagle z wody zaczęły wyskakiwać duże ryby.
Kilka szczupaków, zakreślając w powietrzu łuk i śmigając złocistą łuską, przewaliło się przez ścianę sieci i umknęło na głębinę.
Inne ryby co chwila wyskakiwały z toni, rozrzucając strugi i bryzgi wody, czołgały się po dnie i uderzały się z rozpędu o przegrodę z mocnych nici.
Nastąpiła wreszcie najciekawsza chwila.

Z jeziora sunąć zaczęła matnia. Dokoła niej kotłowała się woda. Ryby szamotały się bezładnie, próżno szukając wyjścia z worka.

  1. Rodzaj lekkiej, zwrotnej łodzi.