Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Garzycki skinął głową i odpowiedział:
— Widziałem już! Na jesieni będziemy je grabili, a potem spalimy... Porosty te są niepożądane, bo dają dobre schronisko owadom — szkodnikom... Przetrzebimy to...
W innem miejscu leśniczy pokazał młodym przyjaciołom blado-zielone nici, zwisające z gałęzi młodych sosenek i świerków.
— Zupełnie jak jakaś broda! — zaśmiała się Marynia.
— Właśnie są to porosty brodate — objaśnił Garzycki. — Na północy Europy — w Norwegji i Laplandji, a także na skraju lasów w Syberji tubylcy nazywają je „mchem jelenim“. Jelenie, a szczególnie renifery przepadają za temi porostami. Niektórzy uczeni twierdzą, że zwierzęta te potrzebują ich dla zdrowia, a, nie mając ich, zaczynają chorować. To tak, jak psy, które szukają na łąkach młodych listków piołunu i mięty...
Towarzystwo wchodziło na wilgotny teren, przez który przepływała zarośnięta wierzbami rzeczułka.
Czarny ptak z jasno-szarą piersią wyleciał z krzaków i, machając szerokiemi skrzydłami, zniknął woddali.
Stach dostrzegł czerwone nogi i długi, również czerwony dziób ptaka.
— Bocian... — mruknął.
— Czarny bocian, — poprawił go leśniczy, — przybłęda z krajów południowych! Ptaki te upodobały sobie Polskę wschodnią, przylatują tu na wiosnę i wiją gniazda na drzewach. Prawo ochrania czarnego bociana, zakazując polowania na niego i zalecając spokój wpobliżu jego siedziby...
Szli dalej. W lesie za rzeczką pełno już było przeróżnych grzybów.
Krępe, przysadziste borowiki rosły całemi rodzinami, od największych — zdrowych i jędrnych do malutkich, ledwie wyzierających z próchnicy i z pod sypkiego igliwia; maślaki, mechowniki, podosinniki o jasno żółtej gło-