Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zał na gruby pień, zaostrzony na wystającym z darniny końcu.
— Robota bobrów, które niedawno „spuściły“ tę osikę! — szepnął leśniczy. — Działają siekaczami, jak okrągłem dłótem! Fachowa robota — prawda?
Chłopcy uśmiechem odpowiedzieli na tę uwagę pana Antoniego.
— Teraz baczność! — szepnął znowu. — Podchodzimy do brzegu. Uważajcie, aby nie kołysały się gałęzie, bo bobry mają dobry wzrok i, jak twierdzą niektórzy badacze, wystawiają czaty. Zwykle żerują one i pracują koło żeremi po nocach. Dziś po strzale Seweruka i wtargnięciu ludzi do ich posiadłości, pochowały się zapewne po norach...
Z największą ostrożnością sunęli przez krzaki, aż ujrzeli przed sobą wąskie koryto rzeczki, wijącej się śród haszczy.
Z odległości dwudziestu pięciu kroków chłopcy ujrzeli dziwną budowlę. Gdyby nie byli słyszeli już przedtem opowiadania leśniczego o żeremiach, przyjęliby ją za nagromadzoną przez prąd kupę gałęzi, pniaków, pędów trzcin i warstw mułu.
Tymczasem było to gniazdo bobrów.
Trochę dalej widniało drugie — większe, obok niego zaś ciągnąca się przez całe łożysko rzeczki tama. Wznosiły się ponad wodą starannie oczyszczone z kory dość grube pale, oplecione gałęziami, przywalone ciężkiemi klocami i kupami mułu, piasku i kamieni.
Samo żeremie zbudowane było na pozór bez planu Kawałki drzewa zwalone były bezładnie, — jedne leżały pionowo, drugie — poziomo, inne znów — ukosem. Przyjrzawszy się jednak uważniej, chłopcy spostrzegli, że te odłamki konarów i krótkie pniaki były połączone mocnemi wiązadłami z giętkich gałęzi i prętów, powleczone grubą warstwą iłu, zmieszanego z piaskiem, i do-