Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Rozdział XIX.
POŚCIG.

Stach Wyzbicki ze swego stanowiska, jak na dłoni, widział wszystko, co się działo na Wyżarach.
Najpierw zobaczył gajowego, który, przedostawszy się na drugi brzeg rzeki, szedł pomiędzy rzadką poroślą świerczyny i brzóz. Co chwila zapadał się w bagnie i z trudem wydostawał się z torfowiska.
Nie zdążył jednak dojść do gaiku, z kilku zaledwie olch złożonego, gdy z krzaków wybiegł kłusownik z karabinem i popędził ku większemu olszyńcowi, gdzie natychmiast zniknął w gąszczu.
Gajowy, krzycząc coś i wymachując wolną ręką, ścigał go. Szedł jednak bardzo wolno, trafiwszy na prawdziwe topielisko. Co kilka kroków kładł się na ziemi, posuwał się nieco naprzód, czołgając się po rzucanych przez siebie drągach, i po chwili gramolił się z mozołem i uporem.
Stach stał w krzakach, śledząc przebieg pościgu i nic nie widział, co się dzieje wpobliżu.
W pewnej chwili wzrok jego bezwiednie padł na rzekę. Po jej powierzchni biegły fale i z cichym pluskiem poruszały trzciny, rosnące pod brzegiem.
Chłopak zrozumiał, że z prądem płynęło coś, czego nie mógł dojrzeć z poza ściany krzaków.
— Coby to mogło być? — pomyślał. — Stado kaczek, czy co? A może... bobry...?