Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miłosiernie cięci przez komary i gryzące muchy, siedzieliśmy z wędkami. Potów był nadzwyczajny. Prawie co chwila korki naszych wędek gwałtownie się zanurzały w wodzie, wędzidła gięły się w pałąk i czuliśmy energiczne targanie dużych i silnych ryb. Po paru godzinach wyciągnęliśmy około 60 sztuk karpiów i okoni. Niektóre okazy ważyły po 15 funtów.
Sieńka i Hak, którzy od dzieciństwa byli rybakami, a później w czasie swej włóczęgi doszli do wielkiej wprawy i pomysłowości w tej dziedzinie, postanowili łapać ryby przez całą noc, licząc szczególnie na wschód słońca, gdy ryba bierze się na haczyk najchętniej.
Wzięli więc długi, jedwabny, dość gruby sznur i nawiązali na nim kilkanaście haczyków, na końcu linki umocowali haczyk-kotwicę, na który wsadzili małego karpia. Z wysokiej skały, zwieszającej się nad wodą, zarzucili linkę daleko na jezioro i przywiązali ją do krzaku.
Później powrócili do ogniska i, wyciąwszy długie i mocne pręty brzozowe, przymocowali do nich linki ze sztucznemi rybkami.
— Gdzie mieszka dużo spokojnych ryb, tam muszą być i rozbójnicy! — zauważył sentencjonalnie Hak, zakończywszy swą pracę.
Nie wątpiliśmy bynajmniej, że Hak, który zamordował sporo ludzi, coś o tem musiał wiedzieć.
— Chcemy złapać szczupaka na sztuczną rybkę — ciągnął dalej — widziałem, jak coś bardzo dużego rzuciło się dziś rano na głębię. Był to niezawodnie szczupak, co w trawie przy brzegu czyhał na zdobycz!
Po kolacji i po herbacie poszedłem z Sieńką sprawdzić zarzuconą ze skały linkę.