Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Szczególnie przyjemny był w obejściu i pożyciu Hak. Zawsze pogodny i chętny do pracy, wdzięczny za każdy przejaw ludzkich względem niego uczuć, był on niezastąpiony przy pracach na wodzie. Był niegdyś majtkiem, znał i kochał wodę i czuł się w niej, jak we własnym żywiole. Pływał jak ryba, nurki dawał jak dzika kaczka.
Gdyśmy zgubili raz nasz „lag“ do mierzenia głębokości, Hak podjął się dopomóc nam w tem nieszczęściu. Wziąwszy ciężki kamień w ręce, opuścił się z nim razem na dno jeziora, które miało tam około 8 metrów głębokości, rozplątał sznur, który zaczepił się za odłamy skał, staczających się z Kizył-Kaja, i wydobył ciężki przyrząd.
Hak znakomicie też umiał łapać turpany.
Podpłynąć czółnem do tych czujnych, posępnych ptaków było wprost niepodobieństwem. Zrywały się daleko poza strzałem. Hak zaś pewnej niedzieli upolował dla nas kilka sztuk.
Wziął worek płócienny, przerzucił go przez ramię i poszedł. Gdy dowiedziałem się, że idzie na turpany, ruszyłem z nim razem. Na północnym brzegu jeziora, gdzie wpadał strumyk, rozebrał się, wziął worek, narwał sporo trzcin, przymocował je do szyi, tak, że zasłaniały mu całą głowę, z góry kazał narzucać trawy i wszedł do wody. Wkrótce natrafił na miejsce głębsze i popłynął, stojąc w wodzie. Mała kępka, porosła trzciną, powoli posuwała się ku niewielkiemu stadku turpanów, żerujących na jeziorze. Narazie ptaki, bacznie się oglądając, zaczęły odpływać od nieznanego przedmiotu, lecz stwierdziwszy, że to kępka trzciny, nie zwracały już na nią uwagi.
Tymczasem kępka dopłynęła do najbliższego turpana, który nawet skubnął jeden z badyli, lecz po