Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/384

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zadowolony. Zobaczyłem dużą łódź żaglową, która przybijała już do brzegu.
Na łodzi zwijano żagle i, gdy opadły, dostrzegłem na niej trzech ludzi. Umocowawszy linami łódź do pniów, skierowali się ku domowi. Podążyłem na ich spotkanie.
Na przedzie szedł wysoki mnich, siwy, jak gołąb, a tak chudy, że zdawało się, iż pod grubą czarną sutanną mniszą tkwił tylko szkielet.
Ujrzawszy mię, pogładził długą, siwą brodę i wąsy i szybkim ruchem zarzucił na głowę czarny kaptur od sutanny.
Na kapturze, nad czołem zobaczyłem duży krzyż biały; drugi czarny wisiał mu na piersi na grubym łańcuchu żelaznym. Na nogach miał wysokie buty ze skóry foczej, okute żelazem na podeszwach i obcasach. Przepasany był mocnym sznurem, na lewem ręku niósł różaniec z dużych paciorków kościanych.
Kaptur nasunął mu się prawie na same oczy, lecz dojrzałem ich niezwykle żywe i badawcze spojrzenie, krzaczaste siwe brwi, orli, cienki nos i usta, prześlicznie wykrojone, zdradzające żelazną siłę woli.
Gdy się zbliżał, uderzył mię dźwięk kajdan, tak dobrze znany z więzień syberyjskich.
— Czyżby ten był także aresztantem? — przemknęło mi przez mózg pytanie.
Lecz w tej chwili „Czarny mnich“ podniósł wychudzoną rękę i uczynił w moją stronę znak Krzyża Świętego, po chwili zaś rozległ się jego starczy głos:
— Niech Przedwieczny Bóg błogosławi przybycie twoje, Synu, do naszego pustkowia!
Przedstawiłem mu się i razem dążyliśmy do domu. Przewodnik i Ajnosi spotkali mnicha przy progu