Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/373

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo proszę — odparłem.
Bołotow jechał obok, pykając fajkę. Wypaliwszy ją do końca, wytrząsł o strzemię i schowawszy za cholewę, zaczął znowu opowiadać:
— Wielkie nieszczęście spotkało mię na tej przeklętej ziemi! O, tak wielkie, że tego językiem ludzkim nie da się wypowiedzieć! Gdy to mówię, dusza moja płacze krwawemi łzami. Miałem w rodzinnych stronach, panie, kochaną żonę — umarła, pozostawiając dziesięcioletniego synka, bardzo mądre dziecko, ciche i dobre. Umierającej przysiągłem, że ochronię go od wszelkiej biedy i na człowieka wykieruję... Rozumiałem, że Bóg zesłał mi śmierć żony za karę, więc postanowiłem zmyć swe grzechy czynem pobożnym: zacząłem krzewić uczucia religijne, sprzedając na rzecz budowy kościołów książki i obrazki, zbierać ofiary pieniężne. Obchodziłem całą Syberję razem z synkiem, który po wsiach zapadłych i nieoświeconych tak ślicznie czytał Św. Biblję i mówił o Bogu, — Twórcy i Zbawicielu Świata. Byłem przekonany, że zostanie on duchownym. Wreszcie postanowiłem zakończyć włóczęgę i osiąść tam, gdzie mój chłopak będzie się uczył. Swoją działalność, którą bardzo szanowali biskupi: Mikołaj, Sylwester i Makary, chciałem zakończyć odwiedzeniem wyspy Sachalinu, aby uczynić coś dla biednych więźniów, na zawsze pozbawionych wolności i praw ludzkich. Przybyliśmy tu, jak zawsze, razem z synkiem. Trochę pieniędzy uzbieraliśmy; spotkaliśmy ludzi, którzy zdawali się słuchać ze skupieniem ducha słów Pisma Świętego, które czytał im swoim dźwięcznym głosem mój chłopak, pełen natchnienia i gorliwości chrześcijańskiej. A ileż to dzieci aresztantów nauczył on czytać i pisać! Po pewnym