Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

opłatą ucieczek dla wygnańców sachalińskich. Zbiegowie płacili zwykle w ten sposób, że zabijali lub ograbiali nieprzyjacieli i konkurentów swego zbawcy, szmuglowali dla niego towary z wyspy na kontynent, lub odbywali niebezpieczne wyprawy w głąb Sachalinu lub na wyspę Fok, położoną w zatoce Cierpliwości, gdzie tępiono foki i przewożono na ląd stały na sprzedaż.
Droga rządowa prowadziła właśnie do Pogibi, i nią to sunęły moje wozy pod dowództwem Karandaszwili.
Pomiędzy Due a Pogibi spotkałem w kilku miejscach, w łożyskach małych rzek, prace górnicze kolonistów. Poszukiwano tu i przemywano złotodajny piasek, niebardzo bogaty, lecz zato zalegający wielkie obszary. Nie sądzę, żeby tu można było prowadzić gospodarkę przemysłową, stosując wyłącznie siłę ludzką, lecz zastosowanie dróg i ekskawatorów dałoby niezawodnie doskonałe wyniki. Jednak koloniści zawzięcie pracowali i wydobywali pewne ilości złota, które byli obowiązani dostarczać wyłącznie zarządowi więziennemu, wypłacającemu im za nie połowę ceny, ustalonej przez rząd.
Wspaniałe lasy pokrywały niewysokie góry, przecinające wyspę z północy na południe. Miejscami była tu zupełnie dziewicza knieja, która stawała się dzikszą bliżej wschodniego brzegu Sachalinu, zupełnie niezaludnionego. Nawet siedząc na wozie mogłem dostrzec różne zwierzęta dzikie, większe i mniejsze. Wiewiórki skakały pośród gałęzi rozłożystych cedrów i sosen. Parę razy kuny i lisy przebiegały mi drogę, nocami zaś dość często słyszałem głuche, nerwowe szczekanie wilków. Pewnego razu, przejeżdżając przez małą lecz