Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak wiatr stepowy Bibi-Ajne, gwałtem mi narzuconej żony-hanum.
Wreszcie skończyliśmy nasze prace na Czanach i ruszyliśmy w stronę miasta Kainsk, które leży przy kolei Syberyjskiej.
Suliman i Bibi oka ze mnie nie spuszczali i nie odchodzili ode mnie ani na chwilę, widocznie obawiając się, że mogę zemknąć.
Przed czasem nie mogłem nic mówić profesorowi, gdyż był roztargniony i gadatliwy i mógł pokrzyżować wszystkie plany, które już dojrzewały w mej głowie.
Przybyliśmy na stację kolejową na godzinę przed przyjściem pociągu. Odciągnąłem na stronę profesora pod jakimś usprawiedliwionym pozorem i poprosiłem go, aby ciągle dawał jakieś zlecenia Sulimanowi i dziewczynie.
Nadszedł pociąg. Na peronie rozpoczęła się bieganina, wrzawa i tłok, który zupełnie ogłuszył dzieci stepu — Kirgizów.
Na to ogromnie liczyłem.
Kręciłem się stale przy Sulimanie i przy jego siostrze, niczem nie zdradzając swych nikczemnych zamiarów. Byłem zewnętrznie zupełnie spokojny i zrezygnowany. Kupiłem w sklepiku przy stacji srebrną bransoletkę z zielonemi uralskiemi chryzolitami i podarowałem ją Bibi-Ajne, a jej bratu, memu kunakowi i... szwagrowi, takiż pierścionek.
Oboje nie posiadali się z radości, wykrzykując z podziwu i zachwytu i pokazując sobie wzajemnie piękne upominki.. Zdawało się, że na chwilę zapomnieli o „swoim mężu i szwagrze“. A ten zdrajca uważnie śledził za wskazówką zegara na peronie.
Do odejścia pociągu pozostawało pięć minut... trzy... dwie...