Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przepędziliśmy tam tylko tyle czasu, ile było potrzeba na zakupienie jurty kirgiskiej, baranów i chleba, na wynajęcie wierzchowców i łodzi, aby móc zamieszkać w stepie, jeździć po nim i pracować na jeziorze.
W tej wsi pożegnaliśmy usłużnego policjanta, który zmuszał nas przez swą obecność do wysłuchiwania spraw, zupełnie nie leżących w zakresie naszej kompetencji.
Dwa dni spędziliśmy bez tego przedstawiciela władzy najwyższej i najstraszniejszej dla chłopów i Kirgizów. Po odjeździe urzędnika, życie, skrępowane jego obecnością, popłynęło trybem zwykłym. Najpierw rozpoczęło się pijaństwo, prawdopodobnie na intencję tego, że policjant, obawiając się nas, podczas swej bytności nikogo nie zaaresztował, nie zbił i nie wziął łapówki. Po pijaństwie nastąpiły między chłopami bójki uliczne. Tłukli się zawzięcie i wściekle, puszczając w ruch nietylko tęgie pięści, ale drągi i kamienie. Tego samego wieczora, kiedy odjechał nasz obrońca-policjant, byliśmy zmuszeni sklejać kilka rozbitych łbów i przetrąconych szczęk.
Kilku młodszych, zupełnie pijanych chłopów uczyniło napad na stado kirgiskie, pasące się o 10 kilometrów od wsi. Pozabijali pastuchów i zabrali sporo owiec i baranów. Rozpoczęło się na nowo pijaństwo na cześć zwycięzców. Tej nocy wcale nie mogliśmy usnąć. Chłopi włóczyli się po całej wsi, krzyczeli i śpiewali głosami pijackiemi, wygrywali na harmonijkach skoczne melodje, wymyślali sobie wzajemnie najohydniejszemi wyrazami, jakie zna tylko język rosyjski, bili się i tłukli szyby w oknach.
Wreszcie wszystko się uspokoiło. Pijani chłopi rozpełzli się po swych chatach; część ich leżała i chra-