Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiego, jakiego złapałem zapomocą „mordy“ w „Starem jeziorze“, podpłynęliśmy do rybaków. Zdjęli już byli rybę z haka i, przeciągnąwszy jej przez skrzela sznur, uwiązali do tylnej części łodzi. Chciałem koniecznie zobaczyć rybę, bo była to duża „kaługa“, ważąca około 500 funtów. Wziąłem za sznur i zacząłem podciągać rybę do łodzi. Była już zmordowana bólem i walką, więc nie stawiała oporu.
W głębinie widziałem długie, potworne jej ciało. Posunąwszy ją do łodzi, zacząłem podciągać do góry, aby lepiej obejrzeć. Gdy była niedalej, niż na 2—3 stopy od powierzchni wody, zobaczyłem ogromną, spiczasto zakończoną głowę, szaro-żółtej barwy, silnie zamuloną. Zadziwiająco małe, krwawe oczki patrzyły na mnie ponuro i złośliwie.
Nagle stała się rzecz niespodziewana. Kaługa machnęła ogonem i rzuciła się wbok z tak straszliwą siłą, że nie zdążyłem wypuścić z rąk sznura, do którego była uwiązana, i runąłem do wody.
Naturalnie odrazu wypłynąłem i po chwili już zpowrotem siedziałem w czółnie, ociekając wodą i trochę zawstydzony. Rybacy dyskretnie się uśmiechali, lecz jeden z nich, młody, nie wytrzymał i parsknął głośnym śmiechem.
Wszyscy się rozśmieli i ja sam również śmiałem się serdecznie, później zaś powiedziałem:
— Dobrze, że wydobyliśmy linę, bo byłbym się zahaczył, a cóż wtedy zrobilibyście ze mną, chłopcy?
Jeden z rybaków pokiwał głową i odparł poważnie.
— Byłaby trudna sprawa, bo niewiadomo, jak uwiązać taką kaługę; skrzeli nie ma, a za szyję nie wypada!...
Pływając po Hance, zwiedzałem zaciszne zatoki, zarośnięte trzcinami i sitowiem. Bliżej północnego brze-