Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wśród twardych liści irysu, spostrzegliśmy gniazdo, wysłane suchą trawą. Dwanaście drobnych, szarych istotek, o plamach koloru rdzy na grzbietach i na bokach, siedziało przytulone do siebie, bacznie nas śledząc czarnemi, połyskującemi oczkami.
Były to pisklęta tak zwanej kuropatwy kamiennej, skalnej, lub czerwonej (Perdrix rubra), żyjącej w suchych miejscowościach, położonych na znacznych wyżynach.
Zaledwie zdążyliśmy się pochylić nad odnalezionem gniazdem, gdy cała czereda piskląt rozprysła się w różne strony, jak suche liście, zdmuchnięte powiewem wiatru. Jednak widzieliśmy, jak, dobiegłszy do trawy, przylgnęły do ziemi i zaczaiły się. Urządziliśmy pościg i wkrótce wszystkie dostały się do naszych rąk. Zanieśliśmy je do czółna i umieściliśmy w blaszance od nafty, napełniając ją do połowy trawą. Mieliśmy zamiar puścić pisklęta pomiędzy stadko kurcząt, które chodziło po naszem podwórku w osadzie. Zajmowała nas myśl, czy się oswoją w warunkach domowych i czy się przyzwyczają do kury i do jej potomstwa.
Doświadczenia tego dokonaliśmy, a wyniki były nader pouczające. Kuropatwy od razu poszły za kwoką, posłusznie chowały się wraz z kurczętami pod jej skrzydła i bardzo zawzięcie i zwycięsko walczyły z większemi od siebie kurczętami o pokarm. Były silniejsze, zwinniejsze i odważniejsze od kurcząt, najbardziej zaś zaciekawiła nas ta okoliczność, że, gdy jedna z kuropatw walczyła, inne natychmiast rzucały się jej na pomoc, czego nigdy nie robiły kurczęta.
Przeszło kilka dni, w ciągu których widzieliśmy, jak cała rodzina kwoki chodziła po podwórku, ogro-