Strona:F. A. Ossendowski - Wśród czarnych.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tajemnicze jak widma lelki z łopotem skrzydeł uciekają w głąb czarnej nocy, dalej od burzliwego morza ognia. W wysokiej trawie i wśród krzaków jak cienie przemykają antylopy, dziki, zające, drapieżne mangusty (Herpestes galera), ciwety (Viverra civetta), serwale (Felis serval), a czasem nawet błyśnie zielonemi, podłużnemi ślepiami cętkowany lampart lub ostrożny i czujny gepard.
Pożar leśny tymczasem szerzy się dalej. Z równiny zaczyna się wspinać stokami gór, wdrapuje się aż na szczyty i znaczy ich sylwetki na ciemnem tle nocnego nieba złocistoszkarłatnemi, płomiennemi konturami.
I tak do brzasku dnia, całemi dobami i tygodniami, cały horyzont, łańcuch górski, dalekie lasy przykrywa ruchoma zasłona niebieskawego dymu z połyskującemi tu i owdzie językami ognia. Na wypalonych płaszczyznach pozostają tylko kępy sczerniałej trawy, pokryta węglem i popiołem ziemia i różnej formy gniazda termitów: grzyby, słupy, obronne zamczyska, chaty jedno-, dwu- i trzypiętrowe i opalone trupy ptaków, wężów i zwierząt różnego gatunku.
Zanim minie jednak tydzień, na spalonej na węgiel ziemi wybujają młode pędy nowych traw i krzaków; przyjdą tu po świeży pokarm stada antylop i dzików, a za niemi podążą krwi łaknące a zawsze zgłodniałe lamparty, tygrysiaste koty, serwale i ponure hieny, a czasem przemknie się tu przybywająca z dalekiej pustyni płowa para lwów. Życie powróci do dawnego łożyska i tak będzie aż do następnego roku, do na-