Strona:F. A. Ossendowski - Wśród czarnych.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
DŻUNGLA AFRYKAŃSKA.

Sześć miesięcy otaczała nas dżungla. A jakże różnorodny był jej wygląd! Dziewicze lasy Gwinei i wybrzeża Kości Słoniowej przechodziły w piękne, pokryte szmaragdową trawą sawanny z gajami drzew karité (Butyrospermum Parkii), palm olejnych (Elaeis guineensis) i rafji (Raphia vinifera), a te znowu — w spaloną słońcem brussę sudańską i górską — w Futa-Dżalon.
Leśna dżungla jest nieprzebytem zbiorowiskiem niebotycznych drzew, nad któremi strzela ku niebu pierzastą koroną palma, lub konwulsyjnym ruchem błagalnie wyciągnięte ku nielitościwemu słońcu — potworne, wykrzywione gałęzie baobabu lub serowca (Eriodendron anfractuosum). Zarośla gęstych krzaków bronią wstępu do kniei, a zwisające węże lian, usianych kolcami, wstrzymują śmiałka, szarpiąc na nim ubranie i kalecząc ciało.
W lesie panuje mrok, zaduch od odurzających kwiatów i gnijących liści, wilgotne opary, pełne miazmatów chorób, roznoszonych przez tse-tse, moskity, pająki i muchy.
Nikt nie przedarłby się przez tę knieję, ciemną i zdradliwą, gdyby tu i owdzie nie prowadziły do niej