Strona:F. A. Ossendowski - Wśród czarnych.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

konary, a pałające oczy patrzą drapieżnie gdzieś na rzeką, dokąd skradam się coraz ostrożniej.
Po paru minutach stoję już, zaczajony za krzakami i oglądam wodną przestrzeń. Konan przykucnął tuż