Przejdź do zawartości

Strona:F. A. Ossendowski - Wśród czarnych.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Długo plyną łodzie, podtrzymujące sieć, lecz rybacy nie odpoczywają i nie próżnują. Prawie wszyscy oddawna już stoją, wbiwszy oczy w wodę i trzymając w ręku harpuny i włócznie o zazębionych ostrzach.
Co chwila widać, jak któryś z rybaków, odrzucając wtył piękne, spiżowe ciało, ciska harpun w wodę i wyciąga go z wijącą się na nim i bijącą ogonem rybą. Ile tu pięknych torsów, wspaniałych, atletycznych postaci, przypominających wykute z czarnego marmuru lub onyksu posągi, a jeszcze bardziej obrazy z dawnych czasów potężnego Rzymu, któremu „Mauritania Caesarea“ dostarczała najpiękniejszych i najsilniejszych czarnych niewolników z Sudanu!
W miarę tego, jak sieć posuwa się dalej i dalej z biegiem Nigru, coraz częściej widzę wyskakujące z nurtów ryby. Są to karpie i tak zwane „capitaine“, żarłoczne i drapieżne ryby z potwornemi kolcami na grzbiecie. Rozumieją one grożące im niebezpieczeństwo, bo już dotknęły sieci, więc z rozpędu wyskakują z wody i usiłują przeskoczyć przegrodę, uformowaną z łodzi. Kilka razy widziałem szerokie srebrzyste ciała, błyszczące w powietrzu i z pluskiem wpadające do rzeki już z drugiej strony groźnej przegrody, złożonej z pirog murzyńskich i sieci.
Piroga wodza miga wszędzie i coraz to w innem miejscu powiewa barwna chorągiewka.
Na komendę łańcuch łodzi odrywa się od przeciwległego brzegu i zaczyna wypływać na środek rzeki, zbliżając się do Segu. W środku miotu uwijają się małe pirogi, a wioślarze umyślnie robią straszliwy hałas,