Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie drapieżnik zwęszył już wrzucone do morza mięso i podążał na żerowisko, kierowany przez swego „pilota“.
— Czekaj-no, nicponiu, zdybią ciebie barakudy! — pogroził mu pięścią Władek.
Profesor Kindley uśmiechnął się i pyknął fajkę. Był zadowolony ze swej pracy, spokojnego morza, świeżego powiewu bryzy i wogóle — z całego świata.