Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszyscy Minkopi! — wykrzyknął Dżair, tuląc się do przyjaciela.
Władek nic nie odpowiedział. Nie chciał sprawiać przykrości i zawodu miłemu chłopcu, chociaż wiedział, że nie będzie w stanie spełnić jego życzenia. Dżair mógłby skończyć nauki za jakieś dziesięć, może nawet piętnaście lat, a do tego czasu cała rodzina Krawczyków oddawna już będzie w Polsce, aby wśród własnego pracować narodu. Milczał więc i uśmiechał się łagodnie do przyjaciela.
Doszli wkrótce do lasu mangrowego. Władek starannie owinął żmiję pękami trawy i pakunek swój okrył bluzą. Po chwili na bosaka brnęli już przez wodę.
Profesor nietylko skończył swoją pracę i złożył w szalupie cudaczną broń piłoryba, jego kręgosłup i szczęki, na których nie pozostało nawet śladów cuchnącego mięsa, ale wraz z marynarzami zdążył już wrzucić do morza szybko gnijące resztki potwora. Powietrze znacznie się oczyściło i tylko chwilami od kości piły zalatywał zapach zgnilizny. Łódź odbiła od raf i wypłynęła na głęboką wodę. Woddali kołysał się czarny kadłub szkunera. Przed dziobem łodzi wynurzyła się wkrótce płetwa rekina i natychmiast znikła pod wodą. Widocz-