Strona:F. A. Ossendowski - Skarb Wysp Andamańskich.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wreszcie obejrzeli wszystko, co się dało, a wtedy Władek zwrócił oczy ku otworowi w ścianie. Wskoczywszy na skrzynię, schwycił się za krawędź wnęki i, podciągnąwszy się na rękach, wydał triumfujący, radosny okrzyk:
— Niebo, słońce, morze! Patrz, Dżair, patrz — niebo, słońce i — morze!
Zeskoczył cały promienny i szczęśliwy. Mały Minkopi wdrapał się po nim i, wcisnąwszy się we framugę, wyjrzał na szeroki, wolny świat.
— Czy można zeskoczyć na ziemię? — zapytał Władek przyjaciela.
Dżair wygramolił się z otworu i zeskoczył na skrzynię. Miał smutne i jak zwykle przy wzruszeniu załzawione oczy.
— Nie, Wład, skała spada równo, jak ściana... Wysoko od ziemi, bardzo wysoko!...
Władek nachmurzył czoło i mruknął:
— Niema rady, szukajmy innej drogi... Gdzież tu jest czerwona strzała... Nie widzę jej nigdzie... Czyżby zastawiono ją, a może i samo przejście, szafami? To niemożliwe, bo jakżeby wtedy wyszedł stąd Diego Anda po raz ostatni?
Zaczął rozglądać się po sklepieniu, a, nic na niem nie spostrzegłszy, oczy skierował na