Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i wzywa go do siebie w pewnej pilnej sprawie. Zapomniawszy o wszystkich swych dolegliwościach Brzeziński wsiadł do autobusu, kursującego pomiędzy Żabiem a Kosowem i Kołomyją, i pojechał, by zdążyć na pierwszy pociąg idący w kierunku Stryja.
Inżynier bardzo serdecznie spotkał Jerzego w Skolem, a posłyszawszy o jego przygodzie i obejrzawszy niezagojoną jeszcze ranę zdumiał się i spytał:
— Musicie czuć się bardzo słabo? Przecież tyle wam krwi ubyło.
Brzeziński uśmiechnął się wesoło i odparł:
— Panie inżynierze, nic mi nie będzie do samej śmierci! W puszczy, w żywicznym powietrzu siły rychło mi powrócą!
Zielewski opowiedział mu, że właściciele Skolego wnieśli skargę do dyrekcji lasów na kłusowników, gdyż miejscowy zarząd leśny nie mógł dać sobie z nimi rady. Gajowi i policja aresztowali kilku z nich, lecz byli to ciemni Bojki, którzy wykonywali czyjeś rozkazy. Ten zaś, kto wydawał te rozkazy, pozostawał nie wykryty.
— Dyrekcja odkomenderowała mnie tu dla uporządkowania tej sprawy, ja zaś, panie Brzeziński, dobieram was do pomocy — oznajmił inżynier.
— Dziękuję, panie inżynierze — powiedział Jerzy. — Coś się zrobi, bo tak dłużej być nie może. Proszę dać mi trochę czasu do namysłu...
To powiedziawszy Brzeziński wyszedł z mieszkania inżyniera. Szedł przez małe, malownicze miasteczko, tonące w zieleni, wyciągnięte w dolinie pomiędzy wysokimi górami, okrytymi lasem. Nie widoki jednak przykuwały do siebie uwagę podleśniczego. Błąkając się niby bez celu oglądał sklepy na rynku i gawędził z ludźmi, przybywającymi pieszo i konno zapewne z daleka, gdyż mieli zmęczony wygląd. Uwagę jego zwrócił na siebie mały domek żydowski ze sklepikiem i jadłodajnią. Każdy, kto przybywał do miasta, dążył tam, a właściciel, ogromny, rudy Żyd z czerwonymi łapami badawczo przyglądał się gościowi i szeptał coś do niego odciągając go na stronę.
— Hm... hm — mruknął do siebie Brzeziński spostrzegłszy, że Bojki przybywający z gór obsiadłszy stół stojący w ciemnym końcu izby, szepcąc coś do siebie naradzali się i spierali.