Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oj-jej! Toż ja, panie, tyle ich nawabił — ożywił się nagle dawny kłusownik, lecz w tejże chwili szeroką łapą przykrył usta i mocno zmieszanym i niepewnym głosem dorzucił: — Dlaczego nie mam umieć wabić?... Tyle lat na świecie żyję...
— No, już! — przerwał mu Brzeziński. — Teraz będę myślał...
Cisza zapadła w szałasie. Tylko deszcz dudnił i szumiały drzewa dokoła.
Jerzy nie spostrzegł, że usnął nagle.
Obudziło go szarpnięcie za rękaw.
— Świta... — posłyszał głos Gabary.
Wstał i przeciągnął się. Dreszcz przebiegł mu po grzbiecie i chlupnęła woda w bucie.
Wyszli z szałasu.
Deszcz ustał. Niebo poszarzało.
Od czarnej ściany boru na Sinym Włazie dobiegał ryk byka.
— To ten czort wabi... — mruczał Iwan prowadząc za sobą Brzezińskiego.
Weszli na szczycik okryty czerwoną buczyną i stanęli.
— Stąd zobaczycie, panie, wszystkie byki z dwóch rewirów — powiedział Gabara — a ja skoczę ku potokowi posłuchać...
— Nie! — potrząsnął głową Jerzy. — Zostańcie tu.
Po górach i wąwozach tłukło się echo jeleniego poryku. Zapewne stary byk rzucał wezwanie, bo ryczał głucho i groźnie, ciężko i hałaśliwie wzdychając.
Gdy rozjaśniło się nieco, Jerzy dostrzegł na starym butynie, dobrze już zarośniętym młodymi świerczkami, dwa na raz jelenie.
Uniósłszy łby i strzygąc łyżkami szły w jednym kierunku nie zwracając na siebie uwagi.
Na lewo, zboczem góry zsuwał się trzeci, roztrącając mokry gąszcz porośli olszowej.
Czwarty, niewidzialny za ścianą świerków, odpowiadał na wyzwanie długim, gniewnym rykiem.
— Tak mi się widzi, że ten wasz „czort“ wabi od Kalinowej Rozczołyny — mruknął Jerzy, chociaż wcale nie był jeszcze przekonany, że dobiegający stamtąd poryk był wabieniem. Ta-