Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jechali najurwistszymi płajami...

— Tylko żeby nie za bardzo dużo, bo nie miałbym czym płacić tymczasem! Wpierw muszę drzewo do Czeremoszu podciągnąć, daraby sklecić i spławić do Kut... — odpowiedział mu Brzeziński.
— Kto by tam z nich wziął od was, panie, zapłatę?! — potrząsnął kudłatą głową Iwan.
— Jakżeż to zrobisz?
— Powiem ino Spiridonowi Birze i Bajbale! Ho-ho! Oni wam synów i krewniaków swoich pchną, bo siedzą tymczasem bez roboty, czekając na spław. Toż to, panie, kiermanycze[1].
— Dobrze by to było!... — westchnął Jerzy, myśląc o tym, że sporo mu jeszcze pozostało do zrobienia w puszczy.

W Jaworniku młody gazda szybko załatwił wszystkie spra-

  1. Flisacy.