Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy Jerzy, szukając jakichś słów urwał nagle swoje proste przemówienie, odparła łagodnie:
— Pan też wie wszystko, panie Jurku, a co do mnie odpowiem zawsze — „tak“, czy ma być to teraz, czy będzie wtedy, kiedy pan przyjedzie po mnie. Ja wierzę panu i jestem przekonana, że nigdy nie będę żałowała swego kroku!
Brzeziński porwał dziewczynę za obie ręce i począł całować je, mówiąc proste, gorące, pełne miłości słowa.
Potem długo się naradzali aż postanowione było, że panie przyjadą z jakąś wycieczką huculską do Mygli i spędzą tam parę tygodni.
— Mogłybyśmy nawet, Jureczku, cały miesiąc spędzić w górach, bo już dowiadywałam się w Towarzystwie Przyjaciół Huculszczyzny, że można dostać bezpłatny przejazd, jeżeli podjąć się pogadanek po wsiach. Właśnie my z Kazią zamierzamy pójść do towarzystwa i zaproponować swoją pracę w dziale oświatowo-propagandowym.
Brzeziński nie posiadał się z radości.
Tak cudownie wszystko się składało!
To też, gdy w dwa dni potem wyjeżdżał z Warszawy i żegnał spore grono odprowadzających go przyjaciół z sierżantem Bielskim na czele, był jak najlepszej myśli. Obliczył sobie bowiem ściśle, ile dni pozostało do przyjazdu kochanej dziewczyny, Kazi i pani Karoliny do Mygli.
Pani Szemańska przeżegnała odjeżdżającego Jurka, obie panienki miały łzy w oczach, twarz Bielskiego nabrała nieruchomego wyrazu, co świadczyło o jego wzruszeniu, koledzy-akademicy — inżynierowie Zielewski i Malinowski oraz leśniczy Wacewicz głośno wiwatowali na cześć odjeżdżającego i życzyli mu szczęśliwego powrotu do domu.
— Prędko się zobaczymy, kolego Jurku! — wołał inżynier Zielewski idąc obok sunącego już wozu.
Jerzy jak gdyby nic nie słyszał. Wpatrywał się w smutne, załzawione oczy Stefy.
Serce biło mu mocno, to znów padało w jakąś przepaść. Skurcz zaciskał mu gardło... Za chwilę nikogo już nie mógł rozejrzeć z daleka.
Nazajutrz przed wieczorem Brzeziński przyjechał do Mygli.