Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jańczyk żartował, opowiadał z całą swobodą i swadą, a nawet próbował przekomarzać się z panną Kazią, ale dał temu spokój zrozumiawszy, że dowcipna i wygadana panienka nie pozwoli się zjeść w kaszy.
— Ależ ma pani języczek! — strzepnął rękami kapral śmiejąc się wesoło. — Pani to chyba nikt nie przegada!
— Cóż to?! Czy nie mówię mądrze?! — zawołała.
Nie zdążył odpowiedzieć na to, gdy do saloniku wszedł nowy gość. Był to pan Władysław Starościak.
Mimo, że nosił się po cywilnemu i miał na sobie nieco szeroką marynarkę, z pierwszego wejrzenia podobał się obu żołnierzom. Co prawda, że nie mógłby się nie podobać.
Mały, zwinny, szczupły, jak gdyby z lin mocnych spleciony, miał pan Starościak ściągłą, rumianą twarz i bystre, śmiałe, piwne oczy młodzika, choć w jego ciemnej czuprynie, szczególniej zaś na skroniach dużo już siwych srebrzyło się nici.
Na widok świetnie przedstawiających się żołnierzy jednego z najlepszych pułków, w oczach pana Władka zapaliły się gorące ognie, ni to radości, ni to zawiści, a może nawet smutku.
Mocno potrząsając i ściskając im ręce mówił dźwięcznym tenorem:
— Sierżant rezerwy, Władysław Starościak....
Oczu nie mógł oderwać od starszego strzelca i kaprala, którzy uczcili go stojąc w postawie zasadniczej.
Pani Szemańska ucałowawszy siostrzeńca zaprosiła całe towarzystwo na obiad.
Gdy wszyscy usiedli, panna Kazia wyszła do kuchni i powróciła niosąc kieliszki, karafeczkę wiśniówki i talerz z kanapkami.
— Dla uczczenia znakomitych gości napijemy się wódki! — wołała.
Wypili po dwa kieliszki, zagryźli kanapkami z szynką i serem i wtedy dopiero zaczął się właściwy obiad — doskonały barszcz z uszkami, schab z kapustą i jabłkami a na deser — galaretka pomarańczowa. Obiad przechodził w wesołym nastroju. Przyczynili się do tego przede wszystkim dowcipny i cięty Starościak, figlarna i śmiała Kazia i Jańczyk, który ze swadą opowiedział kilka wesołych kawałów.