Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pozwoliłem wam siedzieć u mnie wieczorami, byście się uczyć mogli — zamruczał patrząc na Brzezińskiego — a wy tymczasem jakieś zebrania w świetlicy urządzacie?
— Panie sierżancie, to ja... — zaczął Jańczyk, lecz Bielski przerwał mu gwałtownie:
— Nie do was mówię, tylko do starszego strzelca Brzezińskiego!
— Chciałem przeczytać książkę ze wspomnieniami senatora... — odezwał się Jerzy.
— Chciałem, chciałem! Nic mnie nie obchodzi, co wy chcieliście... Świetlica o tej godzinie ma być zamknięta i nikt nie ma do niej wstępu! Jak pójdziecie do cywila, wtedy czytajcie sobie takie nikomu niepotrzebne książki...
Bielski przeszedł się po izbie i na nikogo nie patrząc zamruczał znowu:
— Jutro obaj staniecie do raportu! Niewidziane rzeczy... takie wykroczenie?! Już ja wam tak to z głowy wybiję, że do śmierci pamiętać będziecie!
Podszedł do stołu i schwycił pamiętnik senatora. Rzuciwszy jednak okiem na otwarte stronice, odrzucił książkę, opuścił powieki i spytał groźnie:
— Skąd to dostaliście?
— Pożyczył mi kolega... — odpowiedział Jerzy.
— Który? — padło nowe pytanie.
— Przecież nie ma w tej książce nic złego?!... Dobrze pisze pan senator... Można się nauczyć, jak należy kochać Polskę i wojsko...
— Pytam o nazwisko? — jeszcze surowiej dopytywał się Bielski, lecz, ponieważ Brzeziński nie kwapił się z wydaniem kolegi, nie nalegał już. Usiadł na ławie i zdjął czapkę. Pocierając sobie czoło mówił surowym, cichym głosem:
— Powiadacie, że to pożyteczna książka... byłaby taką, gdyby mówiła o ciężkim, krwawym, pełnym poświęceń i ofiar wysiłku żołnierza polskiego, ale nie o tym, lub tamtym, bo to nie ma nic do rzeczy!
Jeszcze chciał powiedzieć coś, lecz mruknął tylko:
— Jutro do raportu! Zgasić światło! Spać!
Wyszedł nie obejrzawszy się nawet.
— Zawsze jednakowy! — wzruszył ramionami kapral.