Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Aromat dobrej kawy drażnił powonienie i zaostrzał apetyt.
Drożdżowe bułeczki znikały jak kamfora.
— Ta joj, jak pani zmiata te rogaliki. Taż to już ósmy tylko chrupnął i już po nim...
Panienka wybuchnęła wesołym śmiechem:
— Ludzie, ten, „tajojek“, ten „tażtoik“ dokucza mi i liczy, który rogal do ust wkładam!
Po kawie Brzeziński, uproszony przez pannę Stefę, opowiadał o Huculszczyźnie, łowach na Szybenem i kłusownikach, o zamordowaniu Jakowenki przez zezowatego Birę i Bajbałę i nie spostrzegłszy nawet tego przeszedł do wypadku z Wasylem Szaburakiem, pokazawszy czerwoną bliznę nad uchem.
— Dlaczegoż on napadł na pana? — spytała ciekawie słuchająca go pani Katarzyna.
— Taż to — zaczął Jerzy, lecz poprawił się natychmiast: — chciałem powiedzieć, że przecież poszło to o Marinoczkę.
— O kogo? — nie zrozumiała staruszka.
— O Marinę Hłyszczankę, córkę sołtysa z Witlicy... — objaśnił strzelec, lecz spojrzawszy na pannę Stefanię utknął na półsłowie.
Panienka miała smutną twarz i opuszczone oczy.
Jerzy zmieszał się nagle, potem ogarnęła go szalona radość, po chwili znów strach i wstyd.
— E-e takie to zwykłe... swary wiejskie... nieciekawe... — począł jąkać się i spoglądać na zegarek.
— „Ta joj“, jak się to wymiguje!... Myślałam, że posłyszymy jakąś romantyczną historię na tle zielonych gór, z krwawą zemstą zdradzonego górala, a ten człowiek mamrocze coś bez składu. „Taż“ będzie pan gadał, czy nie będzie?! — niecierpliwiła się Kazia.
Brzeziński rozumiał, że musi przecież jakoś skończyć rozpoczęte nieoględnie opowiadanie, więc westchnął ciężko i powiedział jednym tchem:
— Żadnej romantycznej historii nie było... Ot tak nieostrożnie powiedziało się głupie, nic nie znaczące słowo, a z tego wynikły przykrości i...
Tu ręką dotknął blizny i zakończył:
— Chociaż mojej winy w niczym, ale to w niczym nie by-