Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go napadł i chciał zbiedzonemu sercu pofolgować — to w porządku i o to on — Brzeziński, który tak samo by zrobił, nie gniewa się na Wasyla... Że kupą napadł, za to, gdy go spotkam, powiem tak: „Nie bójcie się mnie, ja wam Marinoczki nie zabiorę. Daję wam na to moje żołnierskie, honorowe słowo! Ale nie gniewajcie się na mnie Wasylu, że wam dwa razy po gębie dam: raz za to, że nieuczciwie, z zasadzki i kupą chcieliście załatwić ze mną porachunek, drugi raz za to, że podziurawiliście żołnierską skórę“. Potem spytam Wasyla, czy chce puścić wszystko w zapomnienie, sam zaś przysięgnę, że Marinki unikać będę jak diabeł wody święconej!
Wydała mu się cała ta sprawa niezwykle prosta i nietrudna do załatwienia, więc poweselał i począł wygwizdywać skoczną kołomyjkę, uśmiechając się oczyma do Iwana, który z uciechy aż podskakiwał na siodle.
Gdy strzelec urwał swoje gwizdanie, Gabara podjechał bliżej i powiedział:
— Panie, ja tych rysi tylko na was napędzę! Pójdą jak na sznurku tam, gdzie was postawię. Ja znam takie słowa... stare, od dziadów słyszane...
— Ani mi się waż, drabie jeden! — oburzył się Jerzy. — Na głowie stań, lecz wypchnij koty na pana majora i tego byczego nadleśniczego, bo to mocno fajny chłop i w naszym pułku na przeszkoleniu był... Rozumiesz?
— I-i, ja bym nie zrozumiał! — mruknął Iwan, chytrymi ślepiami spoglądając z ukosa na Brzezińskiego.
Przybywszy do gajówki Iwan ze Świrczykiem poprowadzili Jerzego do puszczy, by pokazać mu szkody, poczynione przez rysie.
Niedaleko od Malchowej połoniny, gdzie niegdyś stała spalona teraz Bajbałowa chata, Gabara pokazał strzelcowi wyraźne ślady dwóch rysi odciśnięte na płatach śnieżnych.
— O-o-o — zdumiał się Jerzy — bardzo duże, stare koty!
— Ryś i rysica — poprawił go Iwan — i takie ścierwo — polują we dwójkę! Ot, zaraz pokażemy wam, panie, tę zarżniętą przez rysie sztukę.
Rzeczywiście o pół kilometra dalej, pod starym, łapiastym świerkiem leżała łania.