Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jej usta bez pamięci całował, że aż mu w rękach zwisła.
Siedzieli potem jeszcze długo nad brzegiem Prutu i przy wtórze jego plusku i syku rycerz niczym na spowiedzi całe życie swoje przed Anielką jak na dłoni rozłożył, nic nie ukrywając, a te wyznania swoje zakończył tak:
— Osiedliśmy na naszej schedzie z woli króla od wieków na ziemi jego. Nie przelewa się tam u nas i tak myślę, iż nigdy przelewać się nie będzie, lecz i biedy ze mną nie zaznasz... Uciułało się tam różnego dobra zdobycznego, bo to się raz po raz tłukło po wojenkach i zawsze coś nieprzyjacielowi uszczknęło... Niewolników mamy z półsetki... Trochę Turków, więcej Tatarów budziackich... Pracowity to, chętny lud... z nimi rodzic spory szmat ziemi wykarczował i popiołami pozasypywał ugory. Teraz rodną tam mamy ziemię... Chudoby jest też sporo, i konie, i woły, i owce, i swoją połoninę mamy nad Czeremoszem... Młodszy brat Janko watahą-bacą chadza, gdyż do rycerskiego stanu niezdolny jest... W dzieciństwie uschła mu prawa ręka, którą bachmat tatarski, przez rodzica zdobyty, pogryzł mu okrutnie. Tak ot żyjemy, luba moja! W pracy, po bożemu... Niewielka jest nasza włość drobnoszlachecka, zaściankowa i niewielka zostanie, ale pamiętaj, że gdyby się ze mną coś stało, pozostawię ci w spuściźnie uczciwe, a jeżeli Najwyższy dopuści, to i sławne imię rycerskie...
Anielka rozpłakała się nagle...
— Co ci jest, najdroższa? spytał troskliwie.
— Tak smutno mówisz, jak gdybyś się żegnał