Przejdź do zawartości

Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lazła się właśnie i owa straszliwie długa i ciężka szablica o brzeszczocie znamienitym, połyskliwym jak lód i czarnymi robaczkami i centkami pokrytym.
Pan Hieronim Sulatycki i chorąży Kuropatwów z kasztelu pniowskiego Wincenty Kolankowski, jako że obaj się znali na broni wszelakiej, o tym mieczu mówili, że zapewne na Arabach został w stare czasy zdobyty, gdyż ze stali toledańskiej był wykuty „na zimno“.
Tatarzy popadłszy w dwa ognie i od razu oceniwszy srogość obu przeciwników już poczęli zawracać bachmaty, lecz nie zdążyli.
Czy widzieliście kiedykolwiek, jak spadają jastrzębie na parę nieopatrznych turkawek?
Zerwą się wylękłe ptaszyny, z łopotem skrzydeł wzbijać się poczną ponad ziemię, by śmignąć w popłochu w największy gąszcz bukowy, lecz próżne starania! Już zawisły nad nimi drapieżne jastrzębie, runęły ciemnymi cielskami i uderzyły... a potem odleciały ino trochę pierza na ziemi pozostawiwszy i krople krwi na pędach krzaków i traw szeleszczących.
Tak też spadli na Tatarów pan Jan Semakowski i jurny juhas z Bystrzca...
Spadli i przemknęli dalej, jak te jastrzębie, co z góry, w locie biją, nie zatrzymując się nawet.
Na polu kopali jeszcze nogami czarną ziemię najeźdźcy, co z Jajły krymskiej na utrapienie Polski przybyli niby szarańcza drapieżna. Bachmaty ich z rozwichrzonymi grzywami pędziły do nadjeżdżających z oddali Tatarów, którzy chcieli jednym zamachem osaczyć dwóch zuchwałych harcowni-