Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zgiełk walki i zwarę bitewną, gdy pierś walczyła z piersią a ramię odbijało cios ramienia.
Takim też wojownikiem był młody i odważny Ujuk. Wprowadziwszy w bitwę ostatnie setnie ordyńców, sam pośpieszył do boju, by wojennej doznać rozkoszy.
Z daleka już dojrzał był pana Przybyłowskiego i skrzyknąwszy swoich „brońców“ przebijał się ku niemu, przecinając mu drogę.
Spostrzegł go wnet pan Grzegorz i poznał po czerwonym buńczuku, z którym pędził przy nim jakiś olbrzymi Tatar.
Pan Przybyłowski obejrzał się i zobaczywszy dwóch towarzyszy Jana Semakowskiego i Nepomucena Orłowskiego krzyknął im, by podjechali do niego, i szablą wskazał im jeźdźca pod buńczukiem.
— Spotkamy się z nimi tutaj, bo tu nie tak tłoczno — powiedział do nich.
Stanęli przy nim gotowi do walki, a po chwili podjechał do nich jeszcze Kościa Hrymaliuk, który po ściągnięciu piechoty z szańczyka konia dosiadł i do bitwy pośpieszył, by duszy dać upust, pohulać i pomścić śmierć druha Skryblaka. Nie dziw, że się martwił, bo z nim bodaj pięć już lat pasali razem woły na najdalszych i najniebezpieczniejszych połoninach, z Wołochami się swarząc i luto bijąc.
Tak we czterech czekali, aż przebije się ku nim Ujuk ze swoimi ordyńcami.
Czekali długo, bo szlachta raz po raz, niby ogary dzika, osaczała oddziałek Tatara i szczypać