Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ VI.
O TYM PAN ROTMISTRZ NIE WIEDZIAŁ.

Pan Jerzy Berezowski jechał powolnie na kulawym srokaczu Kasima, gdyż bachmat przystawał od czasu do czasu, chrapał i dyszał ciężko.
Rotmistrz był tak przejęty swoim pomysłem, że, zdawało się, o wszystkim innym zapomniał i na wszystko, nawet na ból serdeczny i tęsknotę zobojętniał.
Nie myślał nawet o tym, co się dzieje pod Kołomyją, gdzie pan Maciej Januszewski ze swymi „krzyżakami“ musiał się już był spotkać z czambułem Ujuka.
Jakoż tego samego wieczora otrzymał czujny oboźny kołomyjski wiadomość o sunącym ku miastu nieprzyjacielu, który brał jasyr, zagarniał bydło, rabował dobytek, lecz nie palił wsi i zagród, gdyż zamierzał wyłonić się niepostrzeżenie tuż pod Kołomyją, miejscami idąc łożyskiem Prutu.
Młody, ambitny Ujuk prowadził wyborowe setnie, więc kozacy Mizunka i Hrebeńka, przyskoczywszy do nich, dostali takiego łupnia, że w nieładzie cofać się musieli, mając Tatarów na karku.
— Jak tak dalej będzie — myślał zrozpaczony Mizunok — na naszych plecach do Kołomyi wpadną!