Przejdź do zawartości

Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi, możniejszymi, a tymczasem sam król nasz miłościwy nie zwlekając do obozu pośpiesza na trudy, niewygody i znój wojenny! Czyżby miał czekać na rycerstwo, na obrońców ojczyzny, na towarzyszy bojowych? Wiem, co mi odpowiecie, więc od razu rozkaz wydaję! Pierwsze — rodziny ukryć macie po puszczach; wtóre — stada na dalekich rozmieścić połoninach; trzecie — przy płajach[1] zasieki pobudować; czwarte — nad izworami[2] i berdami[3] kamieni nagromadzić, by sypać je na głowę wroga; piąte — stawić się w rynsztunku i z koniem do Kołomyi; szóste — na to wszystko daję wam tydzień czasu! Idźcie teraz z Bogiem, a pamiętajcie — za tydzień czekam was w Kołomyi!
No i taka się wówczas zaczęła krzątanina i robota, że aż najwyższe wierchy posłyszały jej odgłosy!
Pan rotmistrz tymczasem wraz z pacholikiem Olkiem grażdy i osedki[4] huculskie objeżdżał, a gdzie go tylko nie widziano: na Czarnym i Białym Czeremoszu, na Prucie, na obu Bystrzycach, na Beskidzie, Czarnohorze, pod Czywczynem i Sywulą!
Wszędzie rozmowy tajne z gazdami i watahami prowadził, doradzał i pouczał, a gdy powrócił do Kołomyi i spotkał się tam z rotmistrzem pancernym Szelągowskim, co ze Lwowa przybył, zaśmiał się wesoło i trącając się z nim kubkiem rzekł:

— Teraz na Wierchowinie ani jedna ścieżka, płaj, przesmyk bez obrony nie zostanie, a strzec

  1. Drogi.
  2. Wąwozy.
  3. Przepaśce, urwiska.
  4. Obejścia, małe osady.