Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



ROZDZIAŁ I.
W MAJOWY WIECZÓR NA PRUCIE.

Było to w piękny wieczór majowy, tuż nad Prutem, gdzie spieniona rzeka górska wdzierała się zuchwale w zielone roztocza pomiędzy Makowicą a Jawornikiem! O niczym innym myśleć się nie chciało, ino o tych górach świeżą zielenią spowitych, o różowiejącym już niebie, o szkarłatnym licu słonka, co to za zębatą granią zapadać już poczynało na krótki spoczynek nocny. Turkały i jeszcze jak gdyby wstydliwie kląskały słowiki. Coś jakby wzdychało i szeptało cichutko, a były to westchnienia i poszepty wiosenne ziemi, traw, kwiecia, drzew, ptaszyny każdej i każdego zwierza — małego jak mysz polna i wielkiego jak bury kosmacz lub ponury odyniec — słowem, wszystkiego, co marzyło o miłowaniu gorącym od zmierzchu do północka i od północka do rumianego brzasku!
Było to w piękny wieczór majowy w owym pamiętnym roku pańskim tysiącznym sześćsetnym siedemdziesiątym szóstym, gdy to na ziemi, na wielkich wodach i na niebie ludzie starzy i doświadczeni ważnych i niepokojących dopatrywali się znamion i znaków. Gadali, że