Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

śmiałkowi wymachując przednimi kopytami, trzęsąc łbem i kwicząc wściekle. Wyprężył potężne mięśnie i już miał skoczyć naprzód, gdy Olko go uprzedził. Przypadł do ogiera i ucapiwszy lewą ręką za pysk, prawym ramieniem otoczył mu szyję. Dzianet opadł na cztery nogi i szarpnął się, lecz nie mógł już oderwać od ziemi przednich kopyt. Podrzucał tylko tyłem i chrapał, lecz i to trwało niedługo, gdyż Olko szarpnął, trącił i przekręciwszy mu łeb nacisnął. Ogier padł na ziemię i leżał jak nieżywy.
— Siodło! — krzyknął chłopiec, a gdy mu je podano, zwolnił pysk koniowi i włożył mu siodło na grzbiet.
Po chwili zluźnił uścisk i pozwolił ogierowi wstać. Jak tylko jednak uczuł, że koń zaczyna się prężyć do skoku, na nowo ściskał okrytą pianą szyję.
Kilka minut upłynęło na tych zmaganiach człowieka ze zwierzęciem, a gdy z boków ogiera poczęły spadać płaty piany i dreszcz przebiegał mu po grzbiecie i nogach, Olko zdjął ramię z jego szyi i spokojnie już go osiodłał.
— Wsiądź, wsiądź na niego! — krzyknął Bodrug w zachwycie cmokając i mlaszcząc wargami.
Olko dość niezgrabnie wgramolił się na siodło i wyciągnął ręce po cugle.
Zdawało się, że ogier tylko czekał tej chwili. Zagryzłszy wędzidło stanął dęba raz i drugi, zrobił kilka szalonych skoków na wszystkie strony i nagle, przesadziwszy sznury ogrodzenia, pomknął w step. Wkrótce zniknął wraz z jeźdźcem w żółtawej kurzawie.