Przejdź do zawartości

Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ XI.
CIĘŻKIE DNI.

Aż do 8 października bezczynnie prawie przesiedział pan Jerzy ze swymi „krzyżakami“.
„Bezczynność“ ta w rzeczywistości istniała tylko w zrozumieniu rotmistrza i jego „wilkołaków“, która to nazwa, nadana Wierchowińcom przez króla, utrwaliła się w całym wojsku.
Dokoła obozu polskiego przez ten czas powstał pas z wojsk serdara i chana, który od Żydaczowa zagrażał Żurawnu.
„Krzyżacy“ byli posłani do nowego szańca, zbudowanego na rozkaz króla przed mostem na Dniestrze.
Tam w dzień i w nocy trwały drobne a nieraz zacięte utarczki i harce, lecz rycerska szlachta nie uważała tego za wojnę, w polu tylko lubiąc stawiać czoło wrogom.
Pracowano też w samym obozie, kopiąc i budując zasłony ziemne dla ochrony przed pociskami, którymi zasypywały Polaków ciężkie armaty tureckie.
Kanonierzy tureccy, dowodzeni przez poturczonego Włocha Aretino, jak wściekli rzucali grad pocisków na obóz króla, usiłując dosięgnąć jego kwatery.