Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i sławnym w świecie lekarzy azjatyckich — spotka kogoś, kto będzie miał wpływ na podjętą w Dołon-Norze sprawę.
Szeroko rozwarte i w tej chwili zasnute jakąś ruchomą mgłą oczy przeora widziały tego człowieka.
Zdumienie nie opuszczało hutuhty, gdyż majaczył przed nim biały człowiek.
Skądże się znalazł w klasztorze tybetańskim ten wysoki, barczysty, młody człowiek o jasnych lekko wijących się włosach, szarych oczach i śmiałej, ogorzałej twarzy, na której nigdy nie gasnął wesoły, trochę szyderczy uśmiech? Widział oczami duszy inne jeszcze postacie: strasznego, chociaż pozornie skromnego, przygarbionego Bujuka, jakiegoś Mongoła z blizną na czole i obciętym uchem, przeora — młodego, ale poważnego i dostojnego — punditę Eher-balana, chociaż nigdy się z nim nie spotykał; rozróżniał jeszcze innych ludzi, lecz wszystkich przysłaniała sobą młoda, roześmiana twarz białego człowieka.
Karawana schodziła powolnie ze zboczy górskich.
Wielbłądy kulejąc i porykując głucho szły jeden za drugim, zwyczajem swoim wpatrzone w daleki horyzont. Uosobienie dążenia! Powolne jaki zgrzytając twardymi racicami na piargu i osypiskach drobnych kamieni szli przodem, wbijając ślepia w ziemię.
Znikły niebawem ostatnie plamy śniegu na szarobrunatnej kamienistej glebie.
Za głazami, od strony południowej tu i tam błyskały czerwienią i żółcizną jakieś kwiaty do krokusów podobne. Wyżej już podnosiły swe gałęzie ciemne modrzewie. Trochę niżej wybijały się spomiędzy kamieni kępy szarej, twardej jak druty trawy, a jeszcze dalej ścieżka wić się poczęła pomiędzy krzakami kwitnących różaneczników. Coraz częściej śmigały myszy i jaszczurki, z haszczy z łopotem skrzydeł wylatywały połyskliwe bażanty i czarne indyki górskie. Nad strumykiem biegnącym przez gąszcz krzaków czatował na pstrągi siedzący na gałęzi zielono-złocisty zimorodek, nieruchomo wpatrzony w zimną i wartką strugę.
Ociepliło się znacznie.