Strona:F. A. Ossendowski - Orły podkarpackie.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pracowity prowadziła żywot chorągiew panów Herburta i Kmity! W pośpiechu od brzasku do późnego wieczora uczono ludzi nowych sposobów bitewnych i ruchów hufcowych, przyzwyczajano konie i ludzi do huku armat, bo, jak słyszano, niezliczoną ich moc na głowy wojsk królewskich przygotował wielki mistrz Krzyżacki, Ulryk von Jungingen, i jego poplecznik Michał Kuchmeister — Sternberg, po całym świecie skupujący działa, prochy i kule kamienne lub ołowiane. Toteż czasami ludność okoliczna rozbiegała się w popłochu po puszczy myśląc, iż na Garbowo jakiś nieznany a straszny napadł wróg, — tak tam grzmiały armaty, które pan Herburt miał stąd zabrać i gdzie mu każą — odstawić.
Podczas ćwiczeń wojskowych nie jeden tam z kiryśników wyróżniać się poczynał, a pan Herburt każdego dobrze sobie zapamiętał, by go w swoim czasie w odpowiednim postawić miejscu. Śród ludzi wojennych najbardziej wszakże wybijali się wyuczeni przez Chwaliboga chłopcy i to ze wszystkim — czy na topory ciężkie i lekkie, czy na miecze i szable, czy w strzelaniu z kuszy i łuku, czy na długie dzidy podczas gonitw do pierścieni.
— Hej, hej! — cmokał głośno pan Herburt patrząc pytająco na pana Kmitę. — Co ty na to powiesz, bracie, jeżeli w bitwie postawimy przed chorągwią tych malców...?
— Nie wypada, brateńku, nie wypada! — potrząsał głową ostrożny pan Marcin. — Wszakże przedchorągwiani mają być najznamienitsi!
— Wiem ci ja to, ino tak rozważam, że w takiej krwawej rozprawie jak ta, co nas czeka, trza najmocniejszych postawić, by pożytek z nich był jak największy. Bo i kogo postawimy? Sami staniemy — to dwóch nas będzie. Waśkę Tureckiego, bo to wielkolud okrutny, Szymka Jaworskiego — to jeszcze czterech ino, a trza by było dla fantazji i honoru familii dziewięciu bodaj chłopa wysta-