Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tego chciał? Towarzysze-socjaliści, estupidos animales! Miałaż dyrekcja ustąpić bandytom — zwykłym bandytom? O, nie! Albo jest dyrekcja, albo jej niema! Dyrekcja pozostała, bo widzowie podtrzymali ją, chcąc, aby piękne przedstawienie zakończyło się jeszcze piękniejszym aktem! No, więc? Dyrekcja wystrzelała hersztów — tych carronas pestilentes, a ich głupich pachołków wpakowała do ciupy! Dobrze, sprawiedliwie zrobiła, bo to nie o dyrektora chodziło, ale o cały teatr, es horroroso!
— Dobrze gada stary! — zawołał ktoś z tłumu słuchaczy.
— Nie przerywać! — krzyknęli inni.
— Ha-ha-ha! — ryczał Gradaz, wymachując kosmatemi łapskami. — Potem inni perros zażądali dyrektorskiego fotela. To już tu obecny „obywatel“ Bluehm... Rzewnie nam tu śpiewa ten ptaszek o dobroczynnym wpływie kapitalizmu! Estoy furioso! Jestem sam kapitalistą, a takich Bluehmów na dziesiątki liczyć mogę. Byli lokajami moimi, bo sprzedali mi swoją duszę! Perra, mas que perra! Ja wiem, co uczyni kapitalista, gdy się dorwie do „Złotej Studni“! Ho-ho-ho! On wie, że tu na północ zwykły robotnik nie pojedzie. Tu — śmierć go czeka przy rządach „obywatela“ Bluehma i jego panów! Kapitał przyobieca wam duży procent od zysku, a, gdy się dobrze rozsiądzie i rozpanoszy, gdy bacznie się rozejrzy i skombinuje, co i jak, ha, wtedy inaczej wam zaśpiewa! Que se pudre! Po trzech miesiącach zaproponuje wam zwykłe płace robotnicze, a gdy odmówicie, powie — idźcie sobie, estupidos, na cztery wiatry!... Dokąd pójdziecie wtedy? Pieszo przez ocean, powietrzem nad Azją? Zostaniecie — biali niewolnicy,