Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/301

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciężką, niebezpieczną wstąpiłeś drogę. Na każdym kroku piętrzą się trudności i przeszkody, lecz powiedziałeś mi, że wytrwasz...
— Nie cofnę się nigdy! — syknął przez zęby i podniósł głowę.
Z poza horyzontu czarnego i chmurnego — trysnęły nagle zielone i czerwone promienie, oświetliły szczyty gór i martwą pustynię jeziora, a po chwili drgać zaczęły i mienić się tęczowemi barwami, aż utworzyły w zenicie nieba szeroko rozpostarty krzyż...
Północ wschodziła w okres częstych zórz polarnych, — tajemniczych sygnałów krainy Białej Śmierci.


Rozdział XVII.
PODMUCH TRUJĄCY.

Na północy wszystko ma wygląd odmienny i żyje odmiennem życiem.
Lato — w tej krainie niebytu i śmierci — rozszalałe, roześmiane, zwycięskie. Każde drzewo, każde nikłe zdziebełko w pośpiechu rozkwita i roni ziarno do rozmiękłej ziemi, aby niemal w jednej chwili wybujało i spotężniało w roślinę odporną na złe podmuchy wichrów północnych, na tchnienie Białej Śmierci. Brzozy, cedry i modrzewie o konarach i pniach wygiętych, potrzykroć poskręcanych, płaszczące się w szczelinach skalnych, czepiające się rozpaczliwie zaledwie naskórka ziemi, gdyż głębiej kryje się nigdy nie odmarzająca opoka, z piachów, granitowych osypów i torfów złożona. A i te krzewy, upośledzone i do ziemi przytłoczone, doznają pieszczoty natury. Ona zsyła im nie gasnące