Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

masztach stacji radjo-odbiorczej. Pracował tam pod kierownictwem elektrotechnika.
W listopadzie zjechała na kilku „nartach“[1] rządowa komisja rosyjska. Objeżdżała w tym czasie obozowiska koczowników, zbierając podatki. Od kilku już lat przybywała też do „Złotej Studni“, sprawdzała księgi rachunkowe i pobierała należny państwu procent.
Rząd uważał przedsiębiorstwo na Tajmyrze za „komunę“, więc sprzyjał jej, otrzymując od niej bez kłopotu ze swej strony znaczną ilość złota. Tym razem przyjechało trzech urzędników, eskortowanych przez pięciu kozaków. Urzędnicy ci nie byli wcale komunistami, lecz ludźmi wykształconymi, zmuszonymi współpracować z nowymi władcami Rosji.
Pitt Hardful, korzystając z tego, zaprosił do siebie przybyłych Rosjan i nawiązał z nimi rozmowę o stworzeniu niezależnej republiki Samojedów tajmyrskich.
— Pan już wie, że nie jesteśmy komunistami z przekonań — odparł jeden z gości, — lecz z musu poznaliśmy ideologję komisarzy. Jeżeli istotnie, jak pan dowodzi, rząd carski bezprawnie przyłączył do dawnego imperjum ziemie Samojedów, rząd komunistyczny przyzna tuziemcom prawo do samostanowienia o sobie...
Przerwał i zaśmiał się chytrze.
— Co prawda — dodał — to natychmiast też zażąda, aby nowa republika weszła w skład związku rosyjskiego. Tak samo stało się już z Mongolją i Turkestanem!

— Dla Samojedów nie będzie to żadną klęską — zauważył inny urzędnik. — Ich życie przecież w podłożu

  1. Lekkie sanki północnych koczowników.