Strona:F. A. Ossendowski - Okręty zbłąkane.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sam mógł przyspieszyć i tem zdemaskować swoich wrogów.
— Zagram na tem, gdy zajdzie nagła potrzeba... — zadecydował Pitt.
Postój w Bergen, gdzie ładowano węgiel i lekkie belki z twardego świerku norweskiego dla przyszłych baraków, zabrał kapitanowi dwa dni.
Pitt wysłał naprzód statki z kolonistami, dawszy im halzę na Wardoe i obiecując, że rychło dogoni flotylę. Pozostał z „Witeziem“ w Bergenie na kilka godzin, gdyż zamierzał skontrolować przyrządy nawigacyjne, przez niewykształconego szypra mocno zaniedbane. Przydałoby się też skompletować mapy morskie i nabyć kilka niezbędnych roczników locji.
Przed wieczorem, gdy Pitt siedział w biurze kapitana portu, posłyszał w sąsiednim pokoju rozmowę. Jakiś sztorman meldował urzędnikowi portowemu, że przybył na rejd Bergenu i odpłynie jutro przed południem, wziąwszy zapas węgla i słodkiej wody. Z odpowiedzi sztormana na pytania urzędnika Pitt wywnioskował, że mowa była o statku typu małych „cargo“,[1] należących do holenderskiej linji.
— Jaka ryza pańskiego „Haarlemu“? — spytał urzędnik, zapisując informacje do księgi portowej.
— Daleka północ... — padła odpowiedź.
— Należy pan niezawodnie do flotyli kapitana Hardfula? Jego statki odpłynęły przed trzema godzinami...
— Nie! Idę własną ryzą, — odpowiedział szyper.

— Jaki typ ładunku? — pytał dalej urzędnik.

  1. Towarowy parowiec.