Strona:F. A. Ossendowski - Miljoner „Y“.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Rozdział XI.
Przygoda Y i Llo.

Gdy dozorca obudził nazajutrz małych czarnych więźniów, nie znalazł wśród nich ani ich wodza, ani też pucołowatego Llo.
Ptaszki wyfrunęły z klatki.
Świadczyła o tem wyłamana bambusowa krata w oknie.
Od tej chwili wszelkie ślady po zbiegach zupełnie znikły.
A było to tak.
Wyskoczywszy w nocy na podwórko więzienne, chłopcy zaczaili się pod ścianą, gdzie panował mrok, i cierpliwie czekali, aż przechadzający się dozorca, stojący na warcie, znuży się i usiądzie na ławce przy bramie. Niedługo na to czekali. Jak dwa chybkie cienie przesunęli się zbiegowie koło budynku i z przeciwległej strony jego natrafili na wysokie ogrodzenie. Zwinni i wprawni we włażeniu na drzewa chłopcy po chwili znaleźli się już za parkanem.
Y szepnął do Llo:
— Nie możemy iść przez miasto, bo mogliby nas tam poznać te draby ze świecącemi guzikami i białemi kijami w rękach. Przekradnijmy się nad morze!