Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czyć z wiekiem XIX-ym i zburzyć jego dobytek... Czyż nie rozumiecie, że nastąpi śmierć cywilizacji?! Nie wiele sobie z niej robię, ale cóż wy postawicie na opustoszałych ołtarzach? Gdzie znajdziecie hasła, nowe ideały? Będziemy, jak ta pszczoła zbłąkana, latać wkółko, obijać się o gzymsy, łamać sobie skrzydła w panice i rozpaczy!
Ksiądz bez słowa podniósł się i podstawił pszczole doniczkę z kwiatami; znużony owad usiadł natychmiast, baczny, gotowy do lotu. Proboszcz umieścił doniczkę przy otwartem oknie. Pszczoła z radosnem brzęczeniem odleciała.
— Owady kochacie, a ludzi posyłacie na śmierć... — krzywiąc usta, mruknął reporter.
Znowu zapanowało milczenie. Gramaud coraz bardziej się prostował. Proboszcz płonął cały i dyszał ciężko. Zacisnął oburącz głowę i przez zęby rzucił rozpaczliwym szeptem coś zupełnie nieoczekiwanego:
— Prawda! Wszystko — prawda!
Zasłonił twarz rękami i powtarzał:
— Prawda! Prawda! Tylko dlaczegoś ty, bracie, mówił to w nienawiści?!...
Umilkł. Wąska pierś ciężko podnosiła mu się i opadała. Uboga, wyświechtana sutanna zadarła się tak wysoko, że siedzący naprzeciw Nesser widział ostre kolana i śmiesznie chude, cienkie łydki proboszcza. Nagle ksiądz stanął wyprostowany. Twarz mu pałała, oczy miał pełne migotliwych ogni natchnienia, czy też gniewu, z trudem hamowanego.
— Rzekłeś prawdę w nienawiści, poniżyłeś siebie do ostatnich granic... — zaczął chrapliwym, urywającym się co chwila głosem. — Myślisz, że w tem jest bohaterstwo twoje i moc? Na mnie, jako podług